Internet kłamie. Nie chodzi tylko o to, że w sieci jest dosłownie wszystko, a jak mówi jedno stare porzekadło – ,,Wszystko, czyli nic’’. Zanim zaczęłam pracować, jako copywriter popełniałam jeden kluczowy błąd. Nim zdecydowałam się coś kupić, postanowiłam przetestować czy w coś zainwestować – czytałam opinie, wskazówki, zalecenia i podpowiedzi. Teraz, gdy wiem na czym TO wszystko się opiera, omijam takie wspomaganie się szerokim łukiem. Jestem pewna, że po przeczytaniu tego artykułu też zmienisz zdanie, a ufność względem Internetu znacznie spadnie.
Na czym polega praca copywritera?
Zanim opowiem, dlaczego Internet kłamie, chcę w skrócie opisać na czym polega praca copywritera. Te dwie rzeczywistości na pierwszy rzut oka kompletnie ze sobą się nie łączą, ale tak naprawdę wynikają jedna z drugiej. Otóż copywriter to osoba, która zajmuje się pisaniem tekstów reklamowych, marketingowych, artykułów sponsorowanych, treści na strony internetowe oraz szeroko pojętym SEO, a przynajmniej tak było w agencji marketingowej, w której pracowałam. Artykuły, które ja tworzyłam, były posiłkowane materiałami od Klientów, różnymi publikacjami i Internetem… tutaj właśnie pojawia się cały haczyk zakłamanej sfery sieci. To co napisze copywriter trafia do Internetu. Nie zawsze jednak copywriter ma pojęcie, doświadczenie i wiedzę na temat, o którym pisze. W ten sposób tworzy się błędne koło. Ktoś napisał coś, wrzucono to do Internetu, a później ktoś inny, bazuje na tym, parafrazuje, redaguje na nowo i tworzy nowy artykuł, który często ma niewiele wspólnego z prawdą.
Skąd mam to niby wiedzieć?
Część Klientów, z którymi współpracowała agencja marketingowa, gdzie pracowałam, bardzo rzetelnie podchodziło do tej kooperacji. Przedstawiciele niektórych firm, sklepów czy innych działalności oferowało szeroki dostęp do materiałów pomocniczych. Dla takich Klientów dobrze się pisało, bo tak naprawdę wszystko, czego oczekiwali, było podane jak na tacy. Wystarczyło te dane ładnie ubrać w słowa, przeredagować, sparafrazować i gotowe. Niestety podejście znacznej części Klientów to jakaś kpina. Brak jakichkolwiek materiałów pomocniczych, wskazówek, oczekiwań czy przykładowych tekstów. Co prawda, często było tak, że wówczas co by się nie napisało, jakoś przechodziło dalej i było akceptowane. Kompletnie jednak nie rozumiem, na jakiej podstawie Klienci, którzy rzucali ogólne hasła odnośnie zlecenia, mieli względem niego wygórowane oczekiwania.
Fałszywe opinie i komentarze
Nigdy bym nie pomyślała, że opinie i komentarze napisane przez osoby, które miały styczność z danym produktem mogą być nieprawdziwe. Jak jednak mają być realne i zgodne z prawdą, skoro wcale nie są pisane przez kobiety, które na własnej cerze przetestowały dany krem, ani przez faceta, któremu sprawdził się żel do golenia, ale przez copywriterów wcielających się w rolę tychże osób. Taka niestety jest prawda. W większym szoku byłam, gdy kilku dziewczynom z pracy przyszło tworzyć takie opinie i komentarze na strony bardzo poważanych w Polsce marek… Dramat! A kto z nas, zanim kupi drogie serum, skusi się na jakiś zestaw kosmetyków czy obuwie sportowe, nie radzi się Internetu? Jak widać, lepiej tego nie robić.
Niezgodność opisu z produktem
Przytoczę pewną sytuację, która dosłownie miała miejsce. Znana firma kosmetyczna poprosiła o opis danego produktu na jej stronę. Przysłała w tym celu cenne materiały, które stanowiły idealne podłoże do stworzenia tego opisu. Wystarczyło wybrać najważniejsze rzeczy, trochę je uszczuplić, zawrzeć w zwięzłym fragmencie i gotowe. Opis był dobry, firma prawie go zaakceptowała. Z wyjątkiem jednej rzeczy. Kazała koniecznie usunąć zdanie, w którym była informacja, że ten produkt, którym był krem dla kobiet, zawiera olejek arganowy. Ale dlaczego? Przecież nazwa produktu zawierała frazę o tym składniku. Jak się okazało – co firma sama wyjaśniła, aby udowodnić, że informacji tej nie może być w opisie – olejku w kremie wcale nie było. Był w nazwie i nawet ujęto go graficznie na etykiecie kosmetyku, ale w składzie nie istniał i nie miał racji bytu. Nienormalne!
Cała prawda o blogerkach
Nikogo nie dziwi już fakt, że blogerki i vlogerki współpracują z firmami kosmetycznymi, odzieżowymi i wieloma innymi. Tak działa i funkcjonuje rynek PR-owy. Normalnym jest, że dziewczyna, która prowadzi bloga, otrzymuje produkt, pokazuje go, opisuje, recenzuje i dostaje za to wynagrodzenie pieniężne i w postaci produktu. Jakiś czas temu, agencja marketingowa, w której pracowałam, zajmowała się pisaniem do autorów danych blogów o chęć takiej właśnie współpracy. Większość blogerek wyrażała zgodę, w tym jeszcze nie ma nic dziwnego. Dziwne jest to, że zanim dostały produkt już dopytywały o termin otrzymania wynagrodzenia i przesyłały tekst o danym produkcie. Jak to możliwe skoro jeszcze fizycznie go nie otrzymały? Okazało się, że teksty o danych kosmetykach miały już przygotowane, najczęściej były one tłumaczone z angielskich stron, bo jak wiadomo produkty, które u nas w Polsce są nowością, za oceanem swoją premierę miały już dawno temu.
Niewiele jest stron, portali, witryn, na których można znaleźć rzetelne i sprawdzone informacje. Większość znajdujących się w Internecie domen jest znacznie przekłamana. Zawiera napisane na zlecenie artykuły, fałszywe komentarze i opinie, sponsorowane teksty oraz wymyślane poradniki, pisane przez młode osoby, które niestety na większość pisanych tematów nie mają pojęcia. To straszne, jednak taka jest prawda. Na szczęście jest w tym wszystkim mała iskierka nadziei. Istnieją bowiem takie miejsca w sieci, które nie mają nic wspólnego z kłamstwem, są jak najbardziej szczere, prawdziwe i prowadzone przez uczciwych autorów. Jeśli znasz taki portal, trzymaj się go i nie daj się zwieść tym pisanym pod tzw. publiczkę.
~ Pocahontas ~