Nie trzeba o czymś mówić, aby wyrazić daną myśl. Nie jest potrzebne wypowiadanie słów, aby dać komuś do zrozumienia, o co nam chodzi. Tak jest właśnie w moim przypadku, w mojej pracy, w relacji między mną, a moim szefem.
Nie jesteśmy rekinami biznesu
Pracuję w niewielkiej firmie. Działamy dla kilku dużych klientów, ale nadal nie jesteśmy rekinami biznesu. Wynika to stąd, że grono pracowników to zaledwie kilka osób, przy czym nie wszyscy pracujemy w jednym biurze, mamy również pracowników, pracujących zdalnie. Ci, którzy pracują na miejscu to właściwie dwóch pracowników (w tym ja), szef nr 1 i szef nr 2. Przy tak małej ilości osób nie ma możliwości, abyśmy w ciągu dnia nie mieli ze sobą kontaktu. Każdy z nas ma inne zadania i aby ukończyć dany projekt czy zlecenie, potrzeba pracy każdego z nas.
W jakim celu przytaczam kilka cech charakterystycznych firmy, w której pracuję? Chcę, abyś zobrazował sobie funkcjonowanie tak małej firmy (jeśli chodzi o grono pracujących w niej osób) i uświadomił, że przy kilku ludziach w jednym miejscu, nie sposób nie jest ich ze sobą porównywać…
Szef jest sprytny i myśli, że go nie rozgryzłam
Zdaję sobie sprawę, że powyższe zdania nie wyjaśniają, o co chodzi z tytułem tego artykułu i o co w końcu chodzi temu szefowi. Myślę też, że większość z was pomyślała o tym, że szef składa mi niemoralne propozycje lub próbuje nawiązać seksualny kontakt. Otóż nie, nic z tych rzeczy. Mój szef podtekstami oczekuje ode mnie zupełnie czegoś innego, a mianowicie – zostawania po godzinach i nie protestowaniu temu “rozkazowi”.
Pracuję w systemie ośmiogodzinnym i oczywiście zdarzają się sytuację, kiedy zostaję te 15 minut po pracy, czasem 1 godzinę, a nawet 3-4 godziny, co również miało miejsce kilka razy. W każdym z wymienionych wyżej przypadków zostawałam z własnej, nieprzymuszonej woli, z poczucia że w tym przypadku trzeba zostać, dla dobra firmy. Niestety w firmie praktycznie każdego dnia najważniejsze działania należy zaakceptować lub zlecić innej firmie do realizacji pod koniec pracy. I wtedy szef wchodzi do gry.
Zadaje pytania czy dziś coś zostanie zrobione, mimo że wie iż do końca pracy zostało 30 minut, a działanie, które musi być wykonane, zajmie około 1h. Tonem, pełnym smutku i przerażenia wygłasza, iż obiecał klientowi, że otrzyma to danego dnia do danej godziny i czy pomożemy mu, aby nie wyszedł na człowieka niedotrzymującego słowa. Czasem wprost mówi, że dana rzecz MUSI być skończona w tym konkretnym dniu i nie ma możliwości ani mowy o minimalnych opóźnieniach.
Szef myśli, że jest sprytny i że nie mówiąc wprost o konieczności zostania po godzinach, nikt nie domyśli się, że po godzinach pracuje… Absurd – wiem. Ale mam czasem takie właśnie wrażenie. Ja szefa rozgryzłam i już wiem, kiedy podtekstem oczekuje pracy po godzinach, a dzięki temu, że go rozgryzłam subtelnie i skutecznie robię uniki i po godzinach nie zostaję. Niestety, takie postępowanie wiąże się z ponoszeniem pewnych kosztów…
Na tle innych pracowników wychodzę na złego pracownika
Nie wiem czy tylko takie są moje odczucia, czy rzeczywiście mają pokrycie w rzeczywistości. Bliżej jest mi jednak do tego drugiego stanowiska. Dlaczego? Dlatego, że ja (w przeciwieństwie do pozostałych pracowników) jasno informuję, że po godzinach nie zostanę, gdyż zwyczajnie nie mogę. Nie raz zdarzyło się, że szef chciał dopiąć swojego i żądał, abym po godzinach zostawała, co na mnie i tak nie zadziałało i gdy ósma godzina pracy dobiegała końca, ja zbierałam się do wyjścia. Przy czym, pozostali pracownicy grzecznie przytakują i zostają po godzinach, nie protestują i w żaden sposób nie oponują. Nie ważne czy mają pilne rzeczy do załatwienia po pracy i czy umówili się z kimś w celach towarzyskich. Szef mówi zostań, to oni zostają. Nic dziwnego, że ja na tym tle wychodzę na złego pracownika, który ogranicza się do ośmiu godzin pracy i wychodzi zadowolony z biura, nawet gdy niedokończone zostały bardzo pilne rzeczy.
Jeszcze niedawno przejmowałam się tym, jak mogę zostać odebrana przez resztę pracowników i samego szefa. Obecnie – kompletnie nie mam żadnych obiekcji, aby wyjść z biura, nawet gdy ktoś oczekuje, abym w nim została. Zbyt cenię sobie swój prywatny czas, te parę godzin, które po pracy mogę wykorzystać według własnego uznania. Praca nie jest najważniejsza, a biuro się nie zawali, gdy dany projekt zostanie skończony z lekkim opóźnieniem. Życzę wszystkim takiego podejścia. Nie popadajmy w pracoholizm.
~Pocahontas~