Kilka dni temu zostałam główną prowokantką jeśli chodzi o zazdrość mojego chłopaka. Najgorsze w tym jest to, że ja nie rozumiem, dlaczego sytuacja, którą zaraz opiszę, wzbudziła w nim taką zazdrość. On z kolei nie pojmuje, dlaczego ja nie widzę w tym nic złego…
Z mojej perspektywy nic złego się nie stało. Poszłam ze znajomym w sobotę, aby pomóc mu wybrać prezent dla młodszej siostry. Na początku jego wybranka – dziewczyna, z którą się spotyka miała mu towarzyszyć, ale w ostatniej chwili coś nie dała rady. Poprosił mnie zatem o pomoc, aby mu doradzić w zakupach. Zgodziłam się. Mój chłopak na cały weekend wyjechał wtedy z domu, aby ogarnąć prywatne sprawy w rodzinnej miejscowości. Ja zwyczajnie chciałam pomóc koledze, a przy okazji wyjść z domu i nie siedzieć sama w ładną pogodę.
Powiedziałam o tym chłopakowi stosunkowo wcześniej – nic nie protestował. Protesty i akcje zazdrości zaczęły się po czasie. Wrócił do domu, nic się nie odzywał, nie reagował na moje pytania, ani zaczepki. Dopiero po paru godzinach wydusił z siebie, że nie podoba mu się to, że wyszłam z kolegą, którego on nie zna (zna wyłącznie z moich małostkowych opowiadań). Wspomniał, że gdyby na zakupach się skończyło, nie miałby nic przeciwko, ale że poszliśmy jeszcze na krótki spacer zaważyło o jego złości, bo to według niego już przesada.
Przyznam szczerze, że ja tego nie rozumiem. Nie chcę być zamknięta w klatce i czuć się ograniczana. Póki co nie rozmawiamy od kilku dni. On się nie odzywa, bo pewnie oczekuje, że przyznam mu rację. Ja milczę z tego samego powodu. Nie wiem co teraz. Zaczynam się przekonywać, że rzeczywiście nie powinnam wychodzić tak z kolegą, ale przecież nic złego nie zrobiłam…
~Dziewczyna zazdrosnego chłopaka~